piątek, 14 grudnia 2012

hopeless






Czwartek, nareszcie po biologii, fizyce i dodatkowym angielskim. Jestem wyczerpana. Może znów się nad sobą użalam i znów mój post będzie bez życia, ale zebrało mnie na rozmyślenia nad życiem i po raz kolejny żałuję moich decyzji. Działam pod wpływem emocji i później tego żałuję. Tak, dokładnie, przez dwa dni nie mam internetu i nie mam co robić, więc piszę tą oto notkę :D Nie, nie, nic się teraz nie stało. Znalazłam ostatnio swój stary dysk i przeglądałam zdjęcia, zebrało mi się na wspomnienia i przemyślenia i tak to potem wygląda, że zamiast robić lekcje, przelewam jakieś swoje głupie spostrzeżenia do worda. Szkoda, że niektórych decyzji żałuje się dopiero gdy się je dokona. Mogłam mieć wiele rzeczy ale tyle przegrałam, bo zabrakło mi chęci lub po prostu mi się znudziła zaistniała sytuacja. Jestem z natury osobą, która nie lubi zmian a wręcz panicznie się ich boi, więc każdą możliwą zmianę odsuwam od siebie jak najdalej i jak najszybciej. Podobno życie zaczyna się poza strefą bezpieczeństwa, więc powinnam się w końcu przełamać i otworzyć. Łatwo się mówi, niestety zrobić nie jest tak łatwo. Po raz n-ty mam w głowie natłok myśli i sama nie wiem co mam ze sobą zrobić. Nie chcę podejmować kolejnej decyzji bez przemyślenia. Ostatnio stwierdziłam, że wielu ludzi ocenia mnie tak naprawdę mnie nie znając albo robi mi po prostu na złość. Nie wiem czy ludzie irytują mnie tak dlatego, że jestem w stanie pms czy dlatego, że jestem mizantropem. Nie wykluczam tego. Jednak nie w 100%, podobno mam na to za dobre serce. Tak, moi przyjaciele regularnie przywołują mnie do pionu. Niedługo koniec świata… jakieś refleksje? Otóż, marnuję masę czasu, przegrałam coś na czym mi zależało i nie mam czasu na pasje. Źle, źle. Co jeśli przeżyjemy koniec świata? Zapewne nic, ale warto pomarzyć, że się zmienię :D Jedyne co wiem, jeśli przeżyjemy, że sylwestra spędzę z zajebistymi ludźmi a w dzień końca świata baluję za hajs matki i ojca. Wiem też, że niedługo święta i chcę kupić prezenty dla rodzinki. Dla rodziców już mam, dla brata nadal szukam. Może dla siebie samej też uda mi się sprawić jakiś prezent. Ooooj, moja lista rzeczy, których bym chciała jest bardzo długa. Spojrzę jednak na rzeczy materialne i realne do osiągnięcia. Stwierdzam, że czasem dobrze jest nie mieć internetu bo robi się coś produktywnego a nie gapi się bezmyślnie w ekran. Wszystko fajnie, dwa dni nie mam internetu, ale już by się przydał bo lvl sam się nie nabije. Żegnam :D

PS. Mam nadzieję, że Ciemięga mnie nie zabije czy coś ♥ chciałam dodać kaczki, ale wiem, że zabiłabyś mnie podwójnie... :<



piątek, 30 listopada 2012

życie zaczyna się poza strefą bezpieczeństwa

yo, dostało mi się od tego małego dekla, że nic tu nie piszę. Co ja mam tu pisać kurde? Kto chce czytać durne notki niespełna 17letniego dziecka? ;p Wstałam dziś, zjadłam obiadośniadanie, bo było za późno na śniadanie, trochę posprzątałam, oglądałam mtv rocks i jakieś programy typu jak zrzucić kilogramy, top model amerykański i inne cudownieinteligentne programy. Zmusiło mnie to do porozciągania i uświadomiłam sobie poraz kolejny jak bardzo nierozciągnięta jestem. Przy okazji naciągnęłam sobie mięsień nogi, słodko. Czas zapisać się na jakiś fitness albo na siłkę. Potem spontaniczne wyjście, powrót do mnie, wróżby z tarota. Co z tego, że pomyliłyśmy karty. Wyszło mi, że niebawem znajdę swoją miłość, że w końcu odnajdę coś w czym będę dobra, że odniosę sukces, ale później prawdopodobnie stanie mi się coś złego, przeżyję śmierć kliniczną lub chorobę i generalnie zginę marnie. Fajna przyszłość. I tak pewnie nic z tego się nie spełni. Miałyśmy oglądać yumę, ale nie ma nigdzie online. Fajnie, znów piszę o kanapce z szynką. Trudno, to mój blog, mogę o niej pisać skoro mi się ona podoba, fuck u! ;d jutro osiemnastka, może coś potańczę. Potem znów niedziela a po niedzieli poniedziałek... jezu nie chcę iść do szkoły. Przydałoby mi się znów trochę wolnego od szkoły. Proszę... W tym tygodniu Mikołaj ;> od rodziców już nie mam co liczyć, bo kupili mi neonowożółte spodnie na deskę i kurtałkę no i generalnie jakoś tak. Może chce mi ktoś kupić galaxy legginsy albo coś ciekawego? Chętnie przyjmę. Dobra idę się kąpać i oglądać nowy odcinek American Horror Story. Tak bardzo ryje mi to psychikę i tak bardzo to uwielbiam ♥ i znów nie będę mogła zasnąć. Cóż, poświęcę się dla Tate'a albo raczej Kit'a.


zdjęcie sprzed stu lat.

środa, 28 listopada 2012

Cześć, czołemmmm :D

Z racji, że Natalia nic tutaj nie dodaje, bo się obija (jak zwykle zresztą), to dodam jaaaaaaaa, heheheh. :D Ja, no właśnie. Nieważne. Hełpa dełpa (i po tym zapewne rozpoznasz, że ja to właśnie ja ;____;). Jest 01:01, nie idę do szkoły, to mogę w nocy jeść, przez co czuje się taka spełniona... Jestem hakerem, bo nawet nie wiesz, że tu pisze i Ci tego nie powiem, bo taki ze mnie wariat, a że Ty jesteś dzieckiem z autyzmem, to zapewne się skapniesz o tym poście miesiąc po dodaniu. Choooooo wyjedziemy do Krakowa, tam jest tak FAJNIE i są tacy FAJNI ludzie! Bleblebleble, tak ogólnie śmierdzisz kupom (standardowo trzeba było to napisać, bo taka powinność moja jest), a pod choinkę chce dostać od Ciebie grę! Tak, tą, z tym cudownym klimatem i tą, która wbiła mnie w sufit! I koniec. Nie masz tu nic do gadania w tej kwestii. Roger dat?!
PS. Ludzieeeeee, odwiedzajcie mego tumblr'a -> klik <- <le reklama>.
Teraz tylko czekać na sławę i gruby hajs. Haba, haba, haba.

genialne, tak bardzo *-*

środa, 31 października 2012

happy halloween

Same świetne fotky z dziś. Kurde, miałam naładować baterię w aparacie. Jak zwykle zapomniałam. Dobra, do rzeczy. Dziś halloween. Szkoda, że w Polsce się go nie obchodzi tak jak w Stanach... bardzo szkoda. Marzy mi się tak chociaż raz wziąć udział w prawdziwym halloween. No ale Polska. Miałyśmy wbić do Pawła, ale szwędałyśmy się po Rgl a później na sołty ;d miło, tylko szkoda, że tak zimno. Ogólnie to 'Que passa tio?' Poszliśmy po cukierki tylko do pani Ani no bo wiadomo, pani Ania ♥ zawiało trochę gimbazą, ale lubię takie wieczory. Jutro na groby. Cały dzień poza domem i nasłucham się jak to wyrosłam i jak wyładniałam. Jasne, spoko. A w piątek do szkoły. Że niby kiedy zrobię lekcje? ;x ogólnie to padam na twarz. Jestem przeokropnie zmęczona a o 8 pobudka. Co z tego, przecież to idealny czas żeby napisać notkę na bloga. Oj Natalia, Ty i to twoje wyczucie czasu. Tak, tak. Horoskop się nie sprawdził. Zdziwiłabym się gdyby się sprawdził. Dobra, idę spać, Wy bobki pewnie w piątek nie idziecie do szkoły, my niestety musimy...





niedziela, 21 października 2012

21 października 2012


Milion kamerkowych z nudów. Październik leci, dobrze. Oceny są. Dwie kapy są, jedna dwója a reszta oceny o wiele lepsze. Z geografii średnia 1.5 <ok> hahaha. jedyny taki przedmiot. Chciałabym już listopad i grudzień. Bardziej grudzień, bo mikołaj, święta, choinka, prezenty, wolne, herbatka, śnieg, sylwester, dobre jedzenie, seriale pod kołderką w ciepłym łóżeczku z ulubioną herbatką. Aż poczułam ten klimat. Później czekam na luty, bo urodziny, bo ferie, bo Czechy! Pojeździłabym już na desce, bardzo. Tymczasem październik, zaczęłam czytać Pandorę ale jakoś nie mogę się wziąć za to, żeby dokończyć ten rozdział. Zapisałam swoje spostrzeżenia. Dlaczego? Na konkurs. Musze napisać esej, świetnie. Ogólnie to przydałoby się już jakieś wolne. Znów wpadam w tą monotonię a chodzimy do szkoły tylko półtora miesiąca. Jeszcze osiem i pół do wakacji. 250 dni. Trzeba odliczyć święta, weekendy, ferie i inne. Damy radę. Chciałabym już wakacje ale nie chciałabym się starzeć. Jeszcze tylko półtora roku będę dzieckiem. Chciałabym się nie starzeć. Powiedzmy, chciałabym mieć 17 lat i się zatrzymać, ale niestety to jest niemożliwe. Codziennie jesteśmy starsi. Przez komputer, telewizor czas ucieka nam między palcami. Zauwazyłam, że gdy nie używam komputera ani telefonu ani innego sprzętu nagle mam tyle czasu, że aż nie wiem co mam z nim zrobić. Jednak przyzwyczajenie i gdy mi się nudzi i tak wchodzę na komputer. Niestety. Chciałabym mieć coś co mnie wciągnie, odciągnie od bezsensownych zajęć. Miałam zapisać się na lekcje perkusji ale chyba się rozmyśliłam. Chciałabym, ale nie chciałam pierwszy raz iść sama i ogólnie takie durne obawy sprawiły, że chyba nie. Poza tym szansa, że rodzice kupią mi perkusję jest nikła. Chciałabym zająć się modą, ale tak na poważnie, nie tak jak teraz, tylko powiedzcie mi skąd te wszystkie 'fashonistki' mają tyle pieniędzy na te ubrania? Przepraszam, ale nie sram kasą i nie będę mieć co drugi dzień nowych ciuchów i to za kosmiczne ceny. Nie rozumiem tego i dziwi mnie w sumie też to, że nie boją się zamawiać z zagranicznych stron. Ja już raz zostałam wyrolowana więc trochę się obawiam. Poza tym jestem strasznie niecierpliwym typem więc chyba nie umiałabym na jedną rzecz czekać dwa tygodnie albo i dłużej. Ja muszę mieć teraz, już. Nie znoszę czekania, ugh. Bardzo. Zrobił się z tego wywód na temat niczego, czyli jak zawsze. Kolejna godzina w plecy, żegnajcie do kiedyś :*




niedziela, 30 września 2012

30 września 2012



Ostatni dzień września. Bądź co bądź wrzesień przeleciał szybko. Już cztery tygodnie chodzimy do szkoły. Czuję się jakbyśmy chodzili do niej tak z pięć miesięcy. Chciałabym nareszcie jakieś wolne dni. Byłoby miło. Dziś humor dość przeciętny. Jest możliwe, że pojadę do Londynu, ale jeszcze nic nie jest pewne, bo jestem zapisana na liście rezerwowych. Poza tym stwierdzam, że życie jest niesprawiedliwe. Ale to tylko taka moja mała refleksja. Doszłam dziś do wniosku, że nie mam jakiegoś konkretnego hobby, co ze sobą niesie to, że nie mam sensu życia. Piszę jak jakieś emo dziecko, wiem o tym, ale tak mnie jakoś dzisiaj naszło. Czy jest w ogóle jeszcze ktoś kto nie ma hobby? Pewnie nie, tylko ja egzystuję, żeby egzystować. Nie robię nic konkretnego. To trochę kłóci się z nagłówkiem mojego bloga 'never give up'. Racja, nie powinnam się poddawać. Powinnam szukać odpowiedniego dla mnie hobby. Tak bardzo chciałabym żeby moje marzenia się spełniły, jednym z nich jest właśnie wycieczka do Londynu. Niedawno jedno z moich marzeń się spełniło, był to udział w koncercie MM. Dziękuję za to bardzo. Jestem pewna, że nie zapomnę tego do końca życia. ♥ warto żyć właśnie dla takich chwil, gdy spełniają się marzenia i w końcu mamy to czego chcieliśmy. Trzeba być cierpliwym, czasem bardzo cierpliwym i dobierać marzenia tak aby chociaż część z nich była realna do spełnienia. Dobrze, ja tu tak o niczym, czyli jak zawsze. Idę pożerać obiad, napić się dobrej herbatki i czas zabrać się za lekcje, bo marzenia marzeniami ale trzeba zejść na ziemię, bo jutro szkoła. Niestety. Cześć.



niedziela, 2 września 2012

powrót do rzeczywistości

Wydaje mi się, że te wakacje mnie odmóżdżyły. Nie poczułam ich w ogóle a one się skończyły. Mój organizm jeszcze tego nie przyswoił. Ciekawe kiedy przyswoi. Boję się jutra, oj boję. Chociaż może niekoniecznie jutra, ale tych wszystkich zmian. Nie lubię zmian i panicznie się ich boję. A te są nieuniknione. Pomocy. Trochę się zmieniło na lepsze, trochę na gorsze. Targają mną emocje. Potrzebuję kogoś kto mnie przytuli i powie, że wszystko będzie dobrze. No a tak zmieniając temat, wakacje w skali 1 - 10 oceniam na 5. Minusy dlatego, że minęły zdecydowanie za szybko, nie poznałam jakoś wielu ludzi, dużo czasu spędziłam przed komputerem, mało się ruszałam, okradli mnie. Plusy to oczywiście masa wolnego czasu, czas spędzony z przyjaciółmi, wyjazd za granice i odpoczynek od tego wszystkiego, kilka przeczytanych książek, wiele obejrzanych odcinków seriali, wysypianie się, ciepło. Ogólnie to idę spać. A przynajmniej postaram się zasnąć. Nie będzie łatwo. Zajmę swe myśli czymś innym. Jakiś pomysł? Zastanawiam się czy będę mieć fajnego wychowawce, zgraną i normalną klasę i generalnie czy ogarnę gdzie, co i jak. Proszę o kopa w dupe na szczęście, lece :* trzeba wierzyć, że będzie dobrze. To zawsze jakiś krok naprzód.



mam nadzieję, że nasza czwórka przetrwa mimo wszystko, na zawsze. dziękuję za te wszystkie lata, nie dałabym rady.

środa, 29 sierpnia 2012

oh god, why?


Wakacje się kończą a ja nadal ich nie czuje. Czuję się dziwnie, jakby ten wakacyjny czas miał się dopiero zacząć a nie minąć. Nie mam nawet siły myśleć o nowej szkole i o tym wszystkim, do czego będę musiała przywyknąć. Nie jest mi łatwo ale przecież wszystko musi się jakoś ułożyć. Nie wiem teraz czy dobrze wybrałam. Czy nie popełniłam błędu? To okaże się z biegiem czasu. Już jestem wykończona wstawaniem o 6 a jeszcze nie wstaję o tej porze. Moja psychika działa o kilka tygodni za szybko. Nie mogę uwierzyć, że dwa miesiące minęły tak szybko. Teraz żałuję, że nie jestem studentem. Miałabym czteromiesięczne wakacje. Byłoby pięknie. Szykuje się jeszcze kilka imprez, staram się wykorzystać ten czas jak najlepiej a później… męczarnia. Dziesięć pieprzonych miesięcy spędzonych na zakuwaniu, robieniu zadań domowych. Po tym roku byłam już zmęczona psychicznie tym wszystkim. Jak pomyślę, że przede mną kolejne trzy lata nauki a później studia to aż coś mi się dzieje. Mam tylko nadzieję, że w końcu odnajdę szczęście. Może to szczęście będzie chodziło do tej szkoły? Wiadomo, nie tylko o to mi chodziło. A tymczasem udaję się spać, codziennie mówię sobie, że pójdę wcześniej spać i wcześniej wstanę żeby nie marnować dnia ale i tak nici z tego wychodzą. Rano stwierdzam, że śpię póki wakacje trwają, w roku szkolnym sporo się nawstaję. Przepraszam, że notka taka trochę dołująca ale nie mogę wyrzucić tego z głowy.



w ogóle nie dołujące zdjęcie ♥

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

holiday memories

Podczas mojego pobytu we Włoszech nie miałam internetu więc pisałam pamiętnik. Oto i on :

Dzień 1
No to wyjeżdżamy... jest 17:15. Mam wrażenie, że nie wzięłam połowy rzeczy. Mam się martwić? Przez większość drogi zamierzam spać lub słuchać muzyki. Ściągnęłam sobie całe dwie płyty MM więc będę mieć zajęcie. Poza tym mam Eso [niestety tylko trzy piosenki :c], Roba Zombie itd.
edit : nuuuudy. Zaczął lać deszcz, źle się jedzie. Spróbuję zasnąć.

Dzień 2
Jesteśmy na miejscu. Jest godzina 5:20 rano. Idę spać dalej, bo nie mam siły wyjść z auta. |
Godzina 7:30? idziemy na kawę do knajpki. Dopiero o godzinie 10:30 mamy odebrać klucze z biura. Nie ma nic ciekawego do roboty. Idziemy na spacer po mieście. Kropi. |
Byliśmy na plaży, wiało strasznie, mam piasek wszędzie. Czas się wykąpać i potem na miastoo.

Dzień 3
Pogoda nadal jakaś taka, średnia. Jest ciepło ale wieje silny wiatr. Nie było sensu rozkładać się nad morzem więc idziemy na spacer po plaży i mieście. Lody truskawkowe, napój lodowy, słuchaweczki i jazda. 00:21 siedzę i opisuję zaległe dwa dni. Dziś byłyśmy z Oliwią na zdjęciach na plaży. Wiatr trochę pokrzyżował nam plany ale i tak jest okej. Przed chwilą podrasowałam kolorki kilku zdjęć. Jak wrócę to dodam. Ziewa mi się. Chyba trzeba iść spać. 'Pozerki' część pierwsza skończona, druga leci. Narazie nie czytam autobiografii Mańka a zwłaszcza przed snem bo potem ryje mi mózg i śni mi się apokalipsa. nevermind. Dziś byłyśmy z Oliwią na spacerze po mieście, siedziałyśmy przy fontannie znów, miło. Jechali jacyś chłopcy autkiem i podjechali i dostałam kwiatka, jeszcze milej. Szkoda, że nie ma tu wifi. Chociaż może dobrze bo nie spędzam całego czasu przed komputerem? Jednak chciałabym mieć kontakt ze światem. Sms nie bardzo bo roaming. Ogólnie śpimy z Oliwią w takim jakby dużym pokoju na dole gdzie rano rodzice chodzą i nas budzą. Oni mają pokoje na górze. Apartamenty w sumie fajne, przed nimi basen. Woda na początku zimna, ale potem da się przyzwyczaić czyli norma chyba. Jest 00:27. Oliwia już zasypia, więc ja też się żegnam. Cześć.

Dzień 4
Nie wyspałam się. Rano targowisko na którym rodzice kupili mi skórę, ou jea, jest bardzo ładna. taka skóra jak na motor. Taką chciałam. Potem plaża. Dziś nareszcie była idealna pogoda, była, potem znów wiał wiatr, ale no. Wieczorem z Oliwią na miasto, posiedziałyśmy przed fontannami, wypiłyśmy mojito, patrzałyśmy na dupeczky chociaż dzisiaj jakoś mało ich chodziło :< teraz chyba zobaczymy film. Czwartek - Wenecjaaaa. Chciałabym do Mediolanu ale za daleko niestety.

Dzień 5
Znów się nie wyspałam. Pogoda idealna. Film dziwny ale nawet spoko. nie wiem jak go opisać. Pokręcony po prostu. Nosi nazwe "Mroczne cienie". Od rana do popołudnia plażing, smażing. Potem coś humor mi nie dopisywał, oni poszli na miasto a ja czytałam książkę na tarasie. Wieczorek tak zleciał, położyłyśmy się wcześniej. Oliwia padła po 22 a ja leżałam jakoś do wpół do dwunastej jak nie później.

Dzień 6
Jezu, czy ja się kiedyś wyśpię?! Sześć godzin snu to dla mnie zdecydowanie za mało :c sadsadsad. no, wyjechaliśmy o 7:20, ja oczywiście ledwo żywa, weszłam do auta i jeb, spałam całą drogę praktycznie. Obudziłam się jakoś niedaleko portu już. Zostawiliśmy auto na parkingu, w kasie obsługiwała polka [jak miło], popłynęliśmy promem do Wenecji. Ojej, miasto piękne. Warte zobaczenia. Te wąskie uliczki, mosty, gondole. To wszystko ma swój urok. Nie ma tam ani jednego samochodu, ani rowera, ani innego pojazdu. Jedynie gondole, statki, motorówki. Kupiłam dziewczyną i sobie maski z Wenecji. Powieszę sobie na ścianę. W ogóle pełno tam sklepów Chanel, Louis Vittone, Armani i różnych tego typu. Wróciliśmy o 18:30, zjadłam sobie tortille z kurczakiem, sałatką itd. Poszłam się wykąpać i nie było za bardzo co robić więc poszłyśmy na miasto. Znaczy poszłyśmy tam gdzie zawsze - na ławeczkę koło fontann. Usiadłyśmy i obserwowałyśmy otaczających nas ludzi. Nie było żadnych duperek dziś, hahaha. Nono, dobra, już jest 22:55, idę ogarnąć zdjęcia z dziś. Ogólnie jak wrócę to zawalę Was zdjęciami, sory. Z jednej strony dobrze że nie ma tu wifi bo nie siedzimy cały dzień na komputerach ale od czasu do czasu by się przydał. Nie wiem co się dzieje w Polsce w ogóle. Pisałam do dziewczyn ale ich odpowiedzi są po prostu genialne. Do Karo napisałam co tam w polsce nowego, jak tam ognisko itd itp a ona mi odpisala ze komputer jej się zepsuł, ahahah. To się dowiedziałam. Wracając do Wenecji - jeśli będziecie mieli okazję odwiedzić, odwiedźcie.

Dzień 7
Imieniny mam. Pierwsza życzenia złożyła mi Oliwia, potem jej mama i tata, potem mój tata a moja mama ostatnia. Fajnie że rodzice a ostatni złożyli ;p nono. jak zawsze poszłyśmy do sklepu, na lody, Oliwia kupiła mi zaklinacz snów. Łaadny jest, mam nadzieję że moje sny będą lepsze. Potem poszłyśmy na fontanny jak zawsze i obserwowałyśmy przechodzących koło nas ludzi.

Dzień 8
Super. Okradli nas... w nocy, jak spałyśmy ktoś wszedł przez otwarte okno w łazience i nas okradł. Znaczy na dole śpimy ja i Oliwia a na górę nie wchodzili. Moja torba i plecak leżały na wierzchu i w środku portfel. Laptopa i telefonu nie wzięli a na szczęście mój aparat był na górze wtedy, uff. Czaicie że jak spałam ktoś łaził mi po pokoju i grzebał w rzeczach? Jak dobrze, że nic mi nie zrobił... Od tamtego czasu mam jakąś paranoję. Rano obudziły nas krzyki sąsiadów, Rosjanie chyba. Tylko, że im ukradli całą kase i ipoda. Wstajemy z łóżka i oni powiedzieli, że znaleźli ich rzeczy na balkonie. Lecimy na balkon a tam moja torba i plecak... w portfelu pustka. Nie wzięłi nic więcej, tylko kase. Chociaż tyle dobrze. Ja jakoś wiele tam nie miałam, ale jakby na przkład moi rodzice spali na dole to ukradli by nam całą kase ;o przerąbane. Ogólnie na obiado-kolacje byliśmy w knajpce. Pizza dobra, omnomnom. Z okazji imienin zaprosiłam wszystkich, haha, znaczy no, ja zaprosiłam ale rodzice płacili ;p wieczorek jak zawsze spędzony na fontannach, beka z ludzi. Poznałyśmy Mikołaja. Podszedł do nas i 'cześć, wy jesteście z Polski, nie? Bo jak koło was przechodziłem to mi się tak wydawało' no i cośtam sobie pogadaliśmy, powiedział żebyśmy wpadły do klubu Coco wieczorem. Jasne. Otwarcie jest o 22:30 a my o 22 mamy być w domu, hehehe... awesome.

Dzień 9
Pół nocy nie spałam, schizuję. Chociaż okna pozamykane, mam wrażenie że ktoś nam chodzi po pokoju. Masakra. Oliwia padła jak mucha, ledwo się położyła, a ja leżę, leżę i końca nie widać. Okna pozamykane już i temperatura mniej więcej 50 stopni, nie no dobra, no ale byłam cała mokra. Wstałam, poszłam na górę [oczywiście wymagało to sprawności ninja, bo wiecie, nigdy nie wiadomo ;>] oblałam się zimną wodą i spięłam sobie włosy bo już nie mogłam normalnie. Dziś nie byliśmy na plaży wyjątkowo, bo już nie mieliśmy siły iść w ten upał. Zostaliśmy na basenie. W sumie fajnie, bo dosyć ciepła woda jak na ten basen była, popływałam trochę, ponurkowałam, śmiesznie było w sumie. Pan Arek zrobił nam 'likier' i leżałyśmy na materacykach. W ogóle mam uczulenie na słońce i wyskakuje mi bardzo duużo plam, które swędzą :( nie polecam. Potem wieczorem spacer po plaży. Romantycznie haha ;d Wiecie jaka woda w morzu wieczorem jest cieplutka? Cieplejsza niż powietrze. Miło się w niej idzie. Do tego światło księżyca, które odbija się od fal morskich. Pięknie. Po drodze mijałyśmy taki wielki, świetnie zrobiony zamek z piasku, zamek to chyba za mało powiedziane. To był zamek, forteca, zamki obronne, lasy, wszystko. Coś pięknego.

Dzień 10
brak informacji [sory, ale nie pisałam na bieżąco i nie pamiętam co wtedy się działo :d]

Dzień 11
Rano poszliśmy na targ. Kupiłam sobie torebkę, nie tą co chciałam ale stwierdziłam, że lepsza bo większa i przyda mi się do szkoły. Trochę łażenia przy tym było. Po południu plaża, ciepełko, ale nie takie jak normalnie, dało się wytrzymać. Czytam, czytam, teraz 'Nevermore. Kruk'. Dobra książka. Zdążyłam już przeczytać trzy części 'Pozerek' i czegoś mi brakuje. Ciekawe czy jest więcej części? Potem wieczorem do Marketu i siedziałyśmy sobie.

Dzień 12
Jak zjedliśmy śniadanie, ubraliśmy i wykonaliśmy poranną toaletę, pojechaliśmy do Caorle. Ładne miasteczko, dosyć malownicze. Wieczorem poszłyśmy z Oliwią robić zdjęcia pełni i co? spotkałyśmy kolesia który prawdopodobnie pływał? No bo chyba nie chodził sb tak po prostu nago... hahahah. trauma do końca życia. Noo, jeszcze miał ponad 60 lat, ble.

Dzień 13
Jeszcze tylko jutro i w sobotę wcześnie rano jazda do domuu. Dziś rano jak zawsze, śniadanko, poranna toaleta i na plażę. Już jestem na 255 stronie 'Nevermore. Kruk'. Dobrze mi się to czyta. Naprawdę polecam. Zostało mi tylko niecałe 200 stron :< Po drodze do apartamentu market. Kupiłam sobie jakiś napój o smaku 'ginger'. Nawet nie spojrzałam na nazwe jak go brałam. Spróbowałam go i fuuj, jezu, to jakieś takie gorzkie, kwaśne, sama nie wiem. Kto to wgl kupuje? A ja się dziwiłam, że tego smaku tyle zostało. Wieczorem pewnie na trochę na miasto no i posiedzimy. |
Jednak nie. Poszłyśmy na miasto a potem oglądałyśmy odcinek American Horror Story i kąpałyśmy się w basenie. O 23 weszłyśmy do basenu, taka miła woda, mmm, genialnie się pływało po ciemku.

Dzień 14
Dziś dzień pełen spin. Pakowanie - ar arr. Rano na plażę żeby jeszcze się troszkę pokąpać i poopalać. Graliśmy w siatke w wodzie, opaliłam się jeszcze troszeczke. Chyba jednak nie mam uczulenia na słońce, oby było to jednorazowe. No trochę sobie przypaliłam jape :< potem do domu na obiad, potem pakowanie, potem miasto [kupiłam sobie szczotkę taką fajną, że mi tyle włosów nie wyrywa.] i jeszcze plaża bo trzeba się było pożegnać z morzem i rzucić w nie kasę [żeby tu wrócić czy coś, przesąd taki]. No i jeszcze do marketu wydać ostatnią kase. Nooooo i potem siedzenie przy basenie, jedzenie i ostatnie pakowanie. Już jutro będę w domu. Siemano.

Dzień 15
Domeczeeeek.


No i ogrom foteczek, tak dla zobrazowania sobie tego wszystkiego :d












 jednorożeeeeeeeeeeec :














































bonusik :