piątek, 14 grudnia 2012

hopeless






Czwartek, nareszcie po biologii, fizyce i dodatkowym angielskim. Jestem wyczerpana. Może znów się nad sobą użalam i znów mój post będzie bez życia, ale zebrało mnie na rozmyślenia nad życiem i po raz kolejny żałuję moich decyzji. Działam pod wpływem emocji i później tego żałuję. Tak, dokładnie, przez dwa dni nie mam internetu i nie mam co robić, więc piszę tą oto notkę :D Nie, nie, nic się teraz nie stało. Znalazłam ostatnio swój stary dysk i przeglądałam zdjęcia, zebrało mi się na wspomnienia i przemyślenia i tak to potem wygląda, że zamiast robić lekcje, przelewam jakieś swoje głupie spostrzeżenia do worda. Szkoda, że niektórych decyzji żałuje się dopiero gdy się je dokona. Mogłam mieć wiele rzeczy ale tyle przegrałam, bo zabrakło mi chęci lub po prostu mi się znudziła zaistniała sytuacja. Jestem z natury osobą, która nie lubi zmian a wręcz panicznie się ich boi, więc każdą możliwą zmianę odsuwam od siebie jak najdalej i jak najszybciej. Podobno życie zaczyna się poza strefą bezpieczeństwa, więc powinnam się w końcu przełamać i otworzyć. Łatwo się mówi, niestety zrobić nie jest tak łatwo. Po raz n-ty mam w głowie natłok myśli i sama nie wiem co mam ze sobą zrobić. Nie chcę podejmować kolejnej decyzji bez przemyślenia. Ostatnio stwierdziłam, że wielu ludzi ocenia mnie tak naprawdę mnie nie znając albo robi mi po prostu na złość. Nie wiem czy ludzie irytują mnie tak dlatego, że jestem w stanie pms czy dlatego, że jestem mizantropem. Nie wykluczam tego. Jednak nie w 100%, podobno mam na to za dobre serce. Tak, moi przyjaciele regularnie przywołują mnie do pionu. Niedługo koniec świata… jakieś refleksje? Otóż, marnuję masę czasu, przegrałam coś na czym mi zależało i nie mam czasu na pasje. Źle, źle. Co jeśli przeżyjemy koniec świata? Zapewne nic, ale warto pomarzyć, że się zmienię :D Jedyne co wiem, jeśli przeżyjemy, że sylwestra spędzę z zajebistymi ludźmi a w dzień końca świata baluję za hajs matki i ojca. Wiem też, że niedługo święta i chcę kupić prezenty dla rodzinki. Dla rodziców już mam, dla brata nadal szukam. Może dla siebie samej też uda mi się sprawić jakiś prezent. Ooooj, moja lista rzeczy, których bym chciała jest bardzo długa. Spojrzę jednak na rzeczy materialne i realne do osiągnięcia. Stwierdzam, że czasem dobrze jest nie mieć internetu bo robi się coś produktywnego a nie gapi się bezmyślnie w ekran. Wszystko fajnie, dwa dni nie mam internetu, ale już by się przydał bo lvl sam się nie nabije. Żegnam :D

PS. Mam nadzieję, że Ciemięga mnie nie zabije czy coś ♥ chciałam dodać kaczki, ale wiem, że zabiłabyś mnie podwójnie... :<