poniedziałek, 16 lipca 2012

Warsaw

wczoraj wieczorem wróciłam z Warszawy, jakoś o 22. więc tak, 14 lipca był najpiękniejszym dniem w moim
życiu i absolutnie changed my life. wyjechaliśmy jakoś o 7 rano żeby dotrzeć tam w możliwej porze, od razu
pojechaliśmy do hotelu zostawić rzeczy. zrobiłam sobie zdjęcie, zmasakrowana po drodze ale jest :



poszliśmy na miasto, zjeść obiad i goniłyśmy ich jak najszybciej do pokoju żeby się ubrać, wziąć ten bilet i 
nareszcie iść zobaczyć swojego idola. przygotowania nie zajęły nam dużo czasu. wyglądałyśmy tak:

jakość z dupy, sory za to.



ucieszone japki SOM

gdzieś koło 16:20 byłyśmy przed Stodołą, chwilę stałyśmy same, potem znalazłyśmy Agate i
Karlosa i stałyśmy z nimi, poznałyśmy fajnych ludzi. jeden chłopak miał udawać mojego brata jakby nie chcieli
mnie wpuścić, szkoda że nie wzięłam od niego namiarów, wiem że miał na imię Damian, miał 20 lat i był z
Bydgoszczy, nazwisko miał coś w stylu 'Iwaniec' czy 'Iwańca', nie pamiętam już. Poznałyśmy też takie dwie
dziewczyny, pożyczyły nam długopis, generalnie gadałyśmy z nimi trochę przed wejściem. Stałyśmy tam
jakieś dwie godziny, po 18 zaczęli wpuszczać do klubu. bez problemu weszłyśmy do Stodoły. Tam stałyśmy
kolejną godzinę przed drzwiami sali koncertowej, ludzi było od cholery, wszyscy zniecierpliwieni i podjarani.
gdy po 19 nareszcie otwarli sale wszyscy wbiegali jak najszybciej się dało przy tym przewracając innych, nie
obchodziło ich co dzieje się wokół tylko to żeby zająć jak najlepsze miejsca. w tym tłumie zgubiłam Karlosa i
Puzzla i zostałam sama z Agatą. poznałyśmy kolejnych ludzi. ścisk był nieziemski i upał, nie dało się nawet
oddychać. ludzie mdleli, pewnie i z emocji i z wycieńczenia spowodowanego wielogodzinnym czekaniem bez
kropli picia. mogłeś wyłączyć mięśnie i ludzie po prostu trzymali cię bo byli tak blisko. nie umiałam nawet
oddychać, nie mówiąc już o ruszeniu ręką czy nogą. na sali czekaliśmy kolejną godzinę, w sumie to chyba
nawet więcej niż godzinę. próbowaliśmy popędzać zespół skandowaniem 'napierdalać' czy 'meeeeenson', ale
to nic nie zmieniło. jakoś po 20 na scenę wszedł support czyli Esoterica, w skrócie ESO. Wokalista cudowny,
zespół wszystkich rozbudził i poprawił humory. Gdy wokalista zdjął koszulkę zrobiło się jeszcze lepiej, haha. 
Serio. Już podobno drugi raz supportowali Mansona. Tobias, bo tak nazywał się wokalista, stał później przed 
wejściem i do niego podeszłam i chwilę z nim rozmawiałam, po angielsku oczywiście, poprosiłam go o
autograf, dał mi go na moim bilecie na Mańka. kulturalnie podziękowałam a on się do mnie uśmiechnął tak
pięknie że myślałam że się rozpłynę. wcześniej jeszcze robiłam mu zdjęcia z jakąś laską. żałuję że nie
wzięłam aparatu bo też bym sobie z nim zrobiła fotke, nie mówiąc już o zdjęciach Mansona. autgrafik :



na tym autografie jego podpis wgl nie wygląda jak Tobias, powiedziałabym, że to jakiś Alex, Zua czy cos :o




tu Tobias wygląda gorzej niż na żywo, zapewniam. na żywo jest taki, hm, pefrect. no nie Puzzel? jaramysie.
tak tak, skończył się support, miśki zeszły ze sceny. zasłoniono ją czarnym materiałem i nasz idol zaczął
się rozgrzewać. wszedł na scenę i testował mikrofon mówiąć 'heey kici kici', rozwaliło mnie to. już wtedy było
głośno. dwadzieścia minut później, nareszcie czarny materiał poszedł w dół a Maniek, w dymie wyszedł na
scenę zrobił show. wtedy to już myślałam że bębenki mi eksplodują, chociaż sama darłam się jak dzika.
zaczął grać. wokal ma świetny, wprost go uwielbiam. myślałam, że teraz już ma gorszy głos, ale miło mnie
zaskoczył. było skakanie, piszczenie, machanie rękami, popychanie, mdlenie, wszystko. Brian pluł, tańczył,
rzucał rzeczami, tak cholernie zazdroszczę ludziom którzy złapali jego szminkę, ręcznik, biblię czy cokolwiek.
choleernie. Twiggy rzucał potem kostkami, butelkami, no a ja nie mam nic od niego :c smuteczek jest. mam
na lapku troche zdjęć z koncertu, nie moich, skradzionych od jakiejś dziewczyny z facebooka, w sumie, od
dwóch osób. powiem Wam, że koncert był genialny, nie mógł być lepszy. glowsticki może nie wypaliły do
końca, ale i tak było dobrze, na 'no reflection' wyjęłam lusterko i machałam nim w górze. na 'coma white' aż
chciało mi się płakać, normalnie miałam łzy w oczach jak zaczął padać śnieg a Maniek zaczął śpiewać.
na Antichrist Superstar jak zobaczyłam ambonę emocje byłyy, leżał na niej zaczął targać biblię, rzucać nią.




Manson na ambonie :





na Comie White, oesu :










w sumie, nie da sie opisać tych emocji. mam nadzieję, że w przyszłym roku z Robem Zombie zajrzy też do
Polski. w sumie stwierdził że uwielbia polaków i że jesteśmy najlepszymi fanami. możliwe, że mówi tak na
każdym koncercie, ale wierzę w to że jednak jesteśmy. ogólnie Brian ma korzenie polskie i niemieckie, więc.
wiem to z jego książki. polecam 'Trudna droga z piekła'. dzięki temu lepiej rozumiem jego piosenki i wiem, że
trzeba być sobą i mieć w dupie to co mówią o tobie inni i czy cię lubią czy akceptują. on od zawsze był 
odrzucany przez człowieczeństwo. przez dzieciaków ze szkoły i większość ludzi których znał. przez jakiś
czas był pośmiewiskiem a teraz co? jest osobą, którą inni podziwiają i oddaliby życie za dzień spędzony z
nim. jest po prostu gwiazdą i właśnie atutem jego jest to że jest sobą. jest inny, inaczej patrzy na świat.
koncert skończył się gdzieś o 22:30? może później. stałam jeszcze chwilę, szukając wzrokiem kogoś kogo
znałam ale nie widziałam nikogo. wyszłam na dwór gdzie wzięłam autograf od Tobiasa. zadzwoniłam do taty,
po chwili Puzzel się znalazła i ledwo żywe, zmęczone i totalnie wycieńczone i spocone wróciłyśmy do hotelu.
gdy wyszłam ze Stodoły wypiłam dwie butelki picia duszkiem. pomimo tego niekończącego się czekania,
było warto. nonono, będę mieć co wspominać. taaak, długo nie umiałam zasnąć. rano, ledwo żywa i z odciskami
na piętach poszłam na śniadanie, potem spakowaliśmy się i jazda na Warszawe. pojechaliśmy pod stadion, bo
ojcowie [chyba nie ma liczby mnogiej od wyrazu 'tata'] chcieli zobaczyć jak wygląda. zmasakrowane my :



 potem pod Kopernika i na nogach na miasto, przeszliśmy chyba z 10 km jak nie więcej, haha, najpierw na lody
do jakiejś fajnej lodziarni, ale były tak słodkie że nie mogłam. gdzieśtam, do tarasów na chwilę, po pyszne
owoce z jogurtem, wcześniej jeszcze do coffee heaven na napój, mniam. ogólnie fotky z Warszawy :









dzięki Puzzlowi za cały wyjazd, no i Agacie i Karlosowi za towarzystwo 


Marilyn Manson - Coma white

2 komentarze:

  1. łał :)
    a co ty masz na głowie w sumie? farbowałaś coś? bo kurde, wyglądasz jakbyś miała takie ombre od góry z różowego do rudego, jak masz kucyka czy tam koka :DD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. szamponetką robiłam, ombre z czerwonego do rudego ale już mi się zmywa :< za pare dni będę mieć czerwone włosy półfarbą :D //natt

      Usuń